Grudzien 2011 -- styczen 2012

W pewnym banku wymyslono fajny pomysl na pozbawianie mnie pieniedzy, mianowicie przy okazji wiekszych transakcji kartowych wysylano do sieci odpowiedz negatywna (brak autoryzacji), natomiast do historii rachunku tak czy inaczej dopisywano mi rozchod. Takze - przegladajac Internet dochodzilem do wniosku, ze nie mam juz tamtych pieniedzy, a autoryzacja byla pozytywna. Niestety widzialem ze nie. Raz trafilo sie to przy kupowaniu laptopa w Office Depot w Oaxaca (godz. 20-21 meksykanska, czyli 3-4 nad ranem w Polsce): skasowalo mi dwa razy karte, po czym poszedlem wyplacic z bankomatu i zaplacilem po raz trzeci, bo pani caly czas widziala brak autoryzacji. Oczywiscie nigdzie pozniej te pieniadze nie szly, bo z punktu widzenia kontrahenta bylo tak jak z punktu widzenia sieci, czyli brak transakcji (nieautoryzowana). (Sprawdzilem chyba nawet pol godziny pozniej przez Internet z modemu komorkowego, ze transakcja zostala dopisana do historii). To mi pozniej skasowano z wyciagu i bylo OK (ciekawostka: skasowano, a nie zrekompensowano; sladu po tym nie ma, przeliczone wszystkie salda wynikowe w historii z tamtego czasu). Wczesniej analogiczna sprawa (w terminalu brak autoryzacji) przy innej wiekszej transakcji - z panamskimi liniami lotniczymi Copa Airlines. Wtedy tez mialem pojsc do bankomatu, choc jak sie okazuje bank mi obciazyl rachunek (tylko ze linie jakos nie kwapily sie do zwrotu... brak odpowiedzi - w rzeczywistosci oni po prostu naprawde w terminalu mieli brak autoryzacji, widzialem to w Office Depot bodajze). Ta druga sytuacja z "bledna"(?!) obsluga w miare duzej platnosci kartowej jest udokumentowana, folder ALIOR-WYCIAGI.
Ocieralo sie to o przywlaszczenie, a bezczelnie dawano mi jeszcze w radiu gdy jechalem jakas taksowka w Polsce (wlasnie gdy zlozylem reklamacje!) ministra Rostowskiego mowiacego o tym, jak to trzeba zachowywac odmowne rachunki przy transakcjach kartowych ("nie badz baranem, wez rachunek").
Bawiono sie tez mediami, podsunieto im "[Policja:] OTO PODSTAWOWY PROBLEM" czy cos takiego (wp? pap?), gdy juz bylo jasne, ze sie zorientowalem, ze skradziono, podczas gdy wczesniej widzialem problem tylko w ich zlosliwej odmowie obslugi (ewidentnie zlosliwej) i odcieciu dostepu do pieniedzy, przez co z 10 dni glodowalem. To ostatnie (odciecie pieniedzy) opisane jest w najstarszych wpisach na blogu. Generalnie sprawialo to wrazenie, ze chca mnie sciagnac z powrotem do kraju, zebym tyle nie zwiedzal swiata i nie kompromitowal tym rzadu.
Bank przynajmniej o tyle dochowal zasad, ze rzecz naprawiono w pelni w drodze reklamacji, ktora rozpatrzono pozytywnie (a tamte z Office Depot usunieto wrecz "na gebe"), mam pelna dokumentacje tego incydentu. (Zatwierdzono ja natychmiast chyba Z SAMEGO RANA - prosze, jaki jestem wazny - "warunkowo", gdy zagrozilem donosem do prasy; pozniej poprzez jakies dziwne manipulacje udalo mi sie uniknac pewnego obciazenia, ktore na karcie juz widnialo, mianowicie za znizczony samochod Hertza - wygladalo to na pomoc banku, bo w odpowiedniej chwili zniklo, zabralem pieniadze i dopiero obciazono (czy dopisano to) wtornie, ale konto juz oczywiscie porzucilem, wiec zostal "zly kredyt" kilka tys. zl: dawali mi wtedy do zrozumienia przy reklamacji, ze oto "jestesmy kwita" i mnie sie to wtedy podobalo. Sam kredyt zniknal wraz z zamknieciem mi w ogole tego konta - mojej zagranicznej spolki - przez bank, chyba za nieplacenie)


Pisalem tez w skardze o dodatkowych problemach, dosc skandalicznych.
Czy to normalne, by instytucja finansowa wystepowala tak bezsensownie przeciwko wlasnemu klientowi?

Wkrotce po moim opisaniu tego jako jeszcze jednej wzmianki w skardze do trybunalu - artykul w Onecie (chyba na biznes.onet.pl albo waluty.onet.pl(sic)), ze jakiemus bankowi prywatnemu oferowano wlasnie obsluge kont w ZUSie, czy cos w tym rodzaju. Wszystko, zeby tylko pokazac (licza, ze jestem idiota), ze "media wszystko wiedza", "wszyscy juz o tym wiedza" (takze na zasadzie trikow "wydalo sie", "wygadales").

Jeszcze raz wyjasniam, o co chodzi: wprowadzono (oczywiscie na szczeblu centralnym takie rzeczy sie robi) do logiki transakcyjnej banku zmiane specjalnie dla mnie (widocznie wzieli tez kod zrodlowy programu), ze przy transakcjach kartowych na kwote wyzsza niz jakas wykorzystywana jest okazja i dopisywane jest do historii rachunku obciazenie (bezpodstawne), choc transakcji nie bylo, bo wlasnie takie maja swoja droga byc odrzucane (to tez nienormalne). Trudno to wyjasniac inaczej, np. obciazaniem na zywo przez Policje, bo 1 nikomu nie ujawnialem nru karty, 2 skad by wiedzieli tak dobrze, jakie opisy obciazenia (z nazwa sprzedajacego) wprowadzac - zreszta to sie potrafilo dosc szybko po nieudanej transakcji pojawiac w historii rachunku.




Ze zostalem bez pieniedzy, to sprawilo, ze szukalem sposobow wyplacenia ich sobie przez Western Union w zamian za elektroniczne waluty - wykorzystano to i dogadano sie z exchangerami (kantory elektronicznych walut), tak ze az 2 rozne obmienniki mnie oszukaly (wprawdzie nie pod rzad) - a co najzabawniejsze, wciagano w to wtedy Western Union. Niezbyt to wielkie zlo po ich stronie, ale dali sie wciagnac do wspolpracy, bo generalnie pokazywalo w Internecie, przynajmniej przy sprawdzaniu z jakiegos wybranego kraju (np. wlasnie Meksyku) - w niektorych nie! - ze istnieje przekaz o takim nrze, ktorego obmiennik wcale nie wyslal, tylko po prostu ukradl pieniadze wyslane mu wczesniej w walucie elektronicznej. WU bylo nie wyslane, nikt takiego nawet po samym nrze nie mogl znalezc, a na www.westernunion.com.mx nr MTCN (zmyslony) istnial, jako czekajacy na podjecie pieniedzy przez odbiorce, choc moze, jak zaraz wyjasnie, nie do konca, i oczywiscie w systemie u agentow transferu nie bylo widac (spojrzalem im w monitor), a nawet i na stronie przy zadaniu dokladniejszych danych nie bylo go. W dodatku zwracane informacje (blad / przekaz istnieje) zalezaly od kraju, z ktorego sie to sprawdza: roznie to bywalo. Taka mala sugestia (w myslach), ze bankowi moze pomoga w Visie/mastercardzie, mimo ze koniec koncow pieniedzy nie przekazano i ze to tylko co najwyzej pobieznie skoryguja.

Taka pomoc zastosowano przy obu obmiennikach, choc za drugim razem juz bardzo nikla i tylko na jednej ze swiatowych stron. Wszystko przy akompaniamencie podstawianych ludzi i powszechnego nabijania sie, chyba celowo wywolywanego, zeby zrobic wrazenie, ze "kazdy wie". Pierwszy exchanger oddal pieniadze (jakies 1600$, o ile pamietam - wmcasher.ru), drugi 450$ nie oddal (wm-broker.co.uk bodajze). Obaj probowali prezentowac falszywe wydruki potwierdzen WU (to w ogole nie te formularze...), drugi nawet z ladnym logo DHL(! - tak, to ta skorumpowana firma, co lubi za mna jezdzic); raczej wygladaly na jakies potwierdzenia przelewow, ale widac, ze sfabrykowane.

Oprocz tego okradziono mnie wtedy przy zakupie przedplaconej karty Visa (2000$ stracone), ale to juz niekoniecznie za podszeptami z tych kregow i zadnej tam wspolpracy niczyjej nie zauwazylem, poza moze wspolpraca Webmoney, ktore nie chcialo zatwierdzic mojego podania ich do arbitrazu.

Tak, tamta ingerencja w WU to najprawdopodobniej polityczna. Aczkolwiek bylo to malo istotne, przeciez koniec koncow musialo wyjsc, jak jest (to raczej cos z pogranicza zartu i zazenowania ta dziwna sytuacja w banku polskim, ostatecznie przeciez nawet i tam nie mozna bylo pomoc, skoro pieniedzy po prostu nie przekazano). Nie lecialbym do Gwatemali, gdybym szybciej polapal sie, ze to nie agenci (banki meksykanskie).




Pozniej nawet sami pracownicy tego banku, ktory jest bohaterem niniejszego tekstu, sugerowali mi swoim niedwuznacznym zachowaniem w placowkach, co sie stalo. Duzo mowili o kartach (bylo tez o recznym przetwarzaniu, miny mieli przerazone ,jakby faktycznie doszlo do wielkiego skandalu). A gdy przenioslem sie do trzeciego z kolei banku, z ktorym elity polityczne wyraznie wspolpracowaly w ostatnich miesiacach, mianowicie do Kredyt Banku (probowalem jakies konto zalatwic), jego pracownicy witajac mnie kaszlem wkrotce tez dawali do zrozumienia, co sie dzieje (w ogole kaszel w bankach, to typowe dreczenie, stalo sie w 2012 norma...). Ze oto jest specjalna ekipa (uzyli jakiegos obcego slowa na to, "concierge" czy cos takiego), od ktorej oni dostaja, co ja mam podpisac (specjalnie zmodyfikowana umowa, zarty w rodzaju "pieniadze zostaja podstawione" - aluzja do "pociag podstawia sie na tor", vide moje zawiadomienie w prokuraturze); dano do zrozumienia, ze ktos sie mna zajmuje; ja zapytalem, "a co? jakis rzad, ministrowie?" - odpowiedz: "cos w tym rodzaju". Teksty w rodzaju "drukarka sie zepsula", co jest aluzja do mojej odpowiedzi oszustowi na temat formularzy Western Union, ze sa dobrze pomyslane, klient zawsze ma dowod, ze wyslal pieniadze, bo to sie wpisuje na tym samym formularzu, ktory on oddaje recznie wypelniony (co najwyzej moze nie dzialac kalka, ale drukarka nie moze zawiesc). Zapamietano to sobie. Rowniez teksty w rodzaju - oni tego pewnie sami nie rozumieja, tylko kazali im tak mowic - ze "wszystkie przelewy zagraniczne zatwierdza sie recznie" (o co ja wcale nie pytalem - oni to tak sami z siebie mowia, tak samo w Citibanku, gdzie probowalem zalozyc konto i tez juz na wstepie dziwne problemy, ostatecznie zreygnowalem) - z tej roznicy "recznie"/"automatycznie" zrobiono tu bardzo wazna rzecz (narzuca sie sposob myslenia u mnie i u ekipy: "czy jest dzialanie sprawcy?"). Aluzja do tamtej historii i ewentualnego przywlaszczenia - czytelna. Tenze Kredyt Bank pozniej przywlaszczal sobie moje pieniadze tytulem jakiejs "oplaty" czy tez "prowizji", z tym, ze dokladnie tej, ktorej w ofercie, na jaka sie zdecydowalem, mialo wlasnie nie byc i byla to jej glowna przewaga (prowizja od wyplat w bankomacie), generowalo to mnostwo falszywych wpisow w historii rachunku, z czego wyszlaby calkiem spora kwota. Pozniej oddali, tlumaczyli to "zlym zaczytaniem sie [sic] zmiany typu rachunku", chociaz wyswietlal sie w Internecie jako Concerto; na to tez mam dokument, bo byla reklamacja (jakos sie w nim zastrzegaja, ze to jest poufne i tylko do wiadomosci odbiorcy(?))..

Nie chce za te zlodziejstwa nikogo obwiniac, wskazywac palcem, nie kaze trybunalom sie tym zajmowac; to bylo polityczne, musze to wyznac, prosze to sobie "znotaryzowac" w pamieciach.



Pozniej jeszcze zalatwiono jakos "dyplomatycznie", ze nikt nie chcial mi zalozyc konta ani w Szwajcarii, ani w Holandii - odpowiedzi wszedzie identyczne, jak gotowe, z nutka zlosliwosci (np. ze musze miec nr podatkowy).

 

Wspomniana na gorze kradziez z konta przy okazji transakcji (chyba po prostu reczne dopisanie przez bank czy cholera wie, kogo) miala jeszcze inny aspekt, mianowicie w tych dniach po kolei blokowano mi kolejne karty (juz po powrocie do meksykanskiej stolicy). Mialem az dwie karty do kont w Aliorze, jedna w Euro, druga w USD. Zablokowano mi powoli obie, z powodu "podejrzanych transakcji". I niestety wkrotce zostalem okradziony w Meksyku (Oaxaca), efekt byl taki, ze zostalem zupelnie bez zadnych pieniedzy. Glodowalem, wloczylem sie po ulicach dzien i noc, bez snu, oczywiscie bez samochodu (to juz po wypadku) i bez hotelu, spiac zwykle na lotnisku. Glod, a przede wszystkim pragnienie, byly tak silne, ze momentami bylo o wlos od zaslabniecia (spieszylem sie wtedy do toalety napic sie wody). I oto, co robil wtedy ten bank -- nazwijmy juz go po imieniu, Alior. Dzwonilem z ostatnimi monetami na linie transakcyjna. Gadam, ze zablokowali mi karty, prosze je odblokowac. Oczywiscie odmowa. No to mowie: prosze je odblokowac chocby na chwilke, bo potrzebuje ich, zeby wyslac Western Union z Internetu. (Probowalem w miedzyczasie jakimis wirtualnymi kartami przedplaconymi kupionymi za internetowe pseudopieniadze to zrobic, ale niestety nie przechodzilo.) W koncu, ze tak, to jest mozliwe, to jest tzw. odblokowanie awaryjne (zadadza pytania weryfikacyjne itd.); wyjasnilem im, ze jestem za oceanem, ze nie mam grosza przy duszy i chyba tu zdechne, ze oni przeciez nawet do rachunku daja jakies darmowe ubezpieczenia, pomoc mechanika itd., itd., jaki ten bank w ogole przyjazny (na wszystkich reklamach). OK. Efekt? Dzwonie, przebijam sie przez automat wybierajac tonowo kilka cyfr, w koncu mam pania. "Halo?" - odpowiadam. Dalej: "halo?", "nie slysze?", "w ogole pana nie slychac", odkladanie sluchawki. I tak odtad juz ciagle. Wczesniej dzialalo, ale zlosliwie zaczeli udawac, ze nie slysza. To gdy zaczalem ich ponaglac: wczesniej np. 5-minutowe (sic) czekanie na linii, gdy im mowie, ze mam malo impulsow i zaraz mnie rozlaczy, a sytuacja jest rozpaczliwa.

Efekt tej obstrukcji Alioru byl, powtorze, taki, ze z 10 dni glodowalem i pilem tylko wode. Nie pomogli mi wtedy nawet w stolecznej wielkiej Bazylice, dokad sie przeczlapalem, bo odeslali mnie z jakiegos kosciola (gdzie tez niezbyt chcieli pomoc, pewnie podstawiona policja). W tejze bazylice, gdzie nawet bylem na nabozenstwie i ksiadz specjalnie ladnie mowil tak, ze nawet dosyc rozumialem ten hiszpanski, czekalem sobie w kolejce do komnatki ksiedza, gdzie przyjmowal, tak jak mi kazano (obiecali, ze bedzie mozna skorzystac z telefonu: mowilem im, ze potrzebuje zadzwonic do Polski). W koncu ksiadz ten wyszedl przebrany po cywilu (czyzby aluzja do polskiej i miedzynarodowej Policji...), a ja, nie wiedzac nawet, ze to ksiadz, czekalem dalej. Pytalem pozniej inne osoby, odpowiedzieli cos, ze i tak miedzynarodowo dzwonic nie pozwola. Natomiast zebranie pod bazylika u wiernych i ksiezy dalo mi rownowartosc doslownie 2-5 zl, choc probowalem przekonac, ze oddam i ze moge nawet pokazac miliony w banku.