grudzien 2011 na terenie Pizza Hut Express, ponad 700 euro wyciagniete z portfela, gdy ja spalem, mnostwo ludzi przygotowanych dookola, jakis polak z dziewczyna a la 'edyta' krecil sie jeszcze dlugo (tzn. ta dziewczyna dlugo siedziala, polak pozniej przyszedl i z nia gadal), ze to niby 'swiadkowie'. Prawdopodobny udzial Deutsche Bahn, poprzedniego wieczora spalem w pociagu, wczesniej na dworcu podstawiali ludzi, pozniej w tym pociagu pojawila sie policja i zobaczyla, ile mam przy sobie. Zlodziej dobrze wiedzial gdzie (odpowiednia kieszen) i ile. Bylo mnostwo ludzi. --dec 2011

Policjant pozniej choc niby jakby zachecano mnie do doniesienia (chyba po to, zeby pokazac, ze nie lepiej w Niemczech) juz od poczatku "wciagal nosem". Pani Lukaszewska z Bogatki 14 pewnie wie, co to znaczy, w kazdym razie nabralo to juz dawno odcieniu "nie ma dowodow". Chyba chciano mi pokazac, ze nie ma kamer, bo ja sie tak bardzo zaslanialem przed nimi.

Tego dnia, ktorego mnie okradziono, duzo ludzi smialo sie glosno "ha ha ha ha", w irytujacy sposob. Ja to kojarzylem wowczas jeszcze ze skarga do Prokuratora Generalnego, ktora bagatelizowano w mediach (Gazeta.pl zapewniala, ze nikt nie wyleci z pracy itd. -- chodzilo o to cale zachowanie towarzyszace mojemu zlozeniu zawiadomienia). Dopiero po kradziezy nabralo to dla mnie zlowieszczego znaczenia. Siedzialem przeciez tak blisko Pizzy Hut, na tym ostatnim krzesle tuz przed linia lady wisiala moja kurtka... az nie chce sie wierzyc, ze nikt mialby nie zauwazyc...